Piszę, by uciec... Staram się uciec od bezsilności. Ale jednak nie mogę.
Nie poszedłem dzisiaj do szkoły. Nie tak po prostu, miałem rano pewien kłopot. Ale postanowiłem w związku z tym się od rana uczyć. Jako że wstałem w południe, o 13 usiadłem do książek i... nic. Co zacznę to nagle myślenie schodzi na zupełnie inne tory. Próbowałem wielu rzeczy: uczyłem się na siłę - po godzinie nie pomogło. Chwilę się zrelaksowałem - nie pomogło. Poćwiczyłem trochę - nie pomogło. Pograłem na kompie przez pół godzinki - pomogło? Nie! Wyszedłem z psem na spacer... Też nie pomogło. No szlag by to trafił!
Uciekam... bezskutecznie. Czy istnieje sposób na bezsilność? I to nie taką zwykłą, tylko do tej przeklętej nauki. Mam dość nauki, może więc chodzi o moje nastawienie? Muszę naukę przyjmować jako przyjemność...
Tak... Jasne... Jak? No bo przecież nienawidzę geografii. Wyszło na to, że się poddałem. Mija godzina 20, a ja nadal nic nie umiem. Może później się zmobilizuję? A może nie?
Po co to piszę?
Piszę, by uciec... Staram się uciec od nauki.
poniedziałek, 24 listopada 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
bezsilnością też mnie zaraziłeś, cały dzień diabli wzięli;)
Prześlij komentarz